To jeden z moich ulubionych pasztetów - z lekkostrawnej fasolki mung i komosy ryżowej (quinoa) oraz z dodatkiem suszonych pomidorów. Zamiast mung można dać zwykłą fasolę, a w miejsce quinoa starą dobrą jaglankę. Warto jednak pamiętać, że te drobne zielone ziarenka to nieocenione źródło białka, soli mineralnych oraz witamin z grupy B oraz A, C i E. Fasolka ta cieszy się również opinią pogromczyni toksyn, pestycydów i złego cholesterolu z naszego organizmu, znane jest też jej korzystne działanie na wątrobę i woreczek żółciowy. Quinoa z kolej, u nas zwana komosą ryżową, to źródło wszystkich aminokwasów egzogennych (co jest informacją szczególnie cenną dla wegetarian i wegan), między innymi przeciwdziałającej nowotworom lizyny. To też zboże o wysokiej zawartości błonnika i niskim indeksie glikemicznym, bezpieczne dla diabetyków oraz dbających o linię. To wreszcie bogate źródło wapnia (lepsze niż w mleku i łatwiej przyswajalne), żelaza, magnezu i m.in. witaminy B6, która zwiększa przyswajalność tego ostatniego. To jeszcze nie koniec listy, dość jednak, żeby uświadomić sobie, z jakim żywieniowym skarbem mamy tu do czynienia. Czy właściwie skarbami, bo wszystkie składniki tego pasztetu to istne bomby witaminowe. A więc do dzieła:
Składniki:
Przepis bierze udział w akcji Kuchnia pełna Quinoa 3
Składniki:
- 3 szklanki ugotowanej fasolki mung (szklanka suchej)
- 1,5 ugotowanej szklanki komosy ryżowej (ok. pół szklanki suchej)
- 1 łyżka skrobi (dałam z tapioki)
- 50 g pokrojonych pomidorów suszonych z zalewy czosnkowo-olejowej (u mnie olej z pestek dyni)
- 50 ml oleju (dałam ryżowy)
- 3 łyżki sosu sojowego Tamari
- po 1 łyżeczce: czosnku niedźwiedziego, kurkumy, wędzonej papryki ostrej, kolendry
- sól, pieprz (lub czarnuszka) do smaku
Piekarnik nastawiamy na 170 stopni. Fasolę i komosę blendujemy mikserem-żyrafą (żeby ułatwić sobie zadanie możemy od razu, tj. przed miksowaniem, dodać sos i olej), łączymy z pozostałymi składnikami (poza pomidorami). Połowę farszu umieszczamy w keksówce i wykładamy połową suszonych pomidorów. Na to dajemy pozostały farsz i znów pomidory, które warto delikatnie wcisnąć w ciasto. Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 40-60 minut (do suchego patyczka). W trakcie, jeśli wierzch zbytnio się zrumieni, możemy przykryć pasztet folią aluminiową lub druga foremką. Jemy po wystudzeniu, inaczej będzie się rozwalał.
Przepis bierze udział w akcji Kuchnia pełna Quinoa 3
***
Zapraszam też do odwiedzenia mojego podróżniczo-reporterskiego bloga
http://pasjamilubiebycwpodrozy.blogspot.com
świetny pasztet, zapisuję przepis :)
OdpowiedzUsuńWszystkich dbających o swoje zdrowie i zdrową dietę zachęcam do zapoznania się z artykułami w witrynie http://www.miazdzyca.naturalneleczenie.com.pl/ gdzie opisano metody samodzielnego leczenia miażdżycy. To głownie od naszych nawyków zależy czy uda sie wyjść z choroby.
OdpowiedzUsuńbardzo fajny przepis :) na pewno chętnie wypróbuję!
OdpowiedzUsuńprosiłabym o podlinkowanie do akcji na durszlaku, jeśli banerek znajduje się jedynie w panelu a nie we wpisie :) z góry dzięki!