Kupiłam ostatnio 2 kg batatów. Były w dobrej cenie, pomyślałam, że zamrożę. Albo zrobię przetwory. Ale coś leniwa ostatnio jestem i do przetworów nie mogę się zabrać. A mrożenie? To dobry patent na zimę, zapomniałam jednak, że mój nowy zamrażalnik cokolwiek mały jest, i uznałam, że może lepiej zamrożę mus z dyni - bo bataty, jak by nie patrzeć, dostępne są cały rok. No i z zapasów nici. Trzeba więc było jakoś te ziemniory wykorzystać. Na początek upiekłam wieczorem 3 nieduże sztuki. Rano je obrałam, rozgniotłam. I co dalej? W głowie pustka, w lodówce w sumie też. I jako tu wyczarować coś z niczego? Miałam tylko jajka i wędlinę, której przecież nie jem. Wrzuciłam więc jajka, dodałam trochę miodu i postanowiłam usmażyć placki. To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Więc zrobiłam - choć bez przekonana. Smażyłam je dość długo na niewielkiej ilości oleju kokosowego i niskim ogniu - wiedziałam, że to jedyny sposób na placki bez mąki. Trzeba cierpliwości. A efekt? Przerósł moje oczekiwania, serio. Placki wyszły pyszne, miękkie, słodkie. No boskie po prostu.
Przepis ten dedykuję Basi ze Szwecji - od której dostałam ostatnio paczuszkę-niespodziankę. A w niej m.in. ręcznie robione szmatki na przetwory (które w końcu muszę zrobić), domową nalewkę czy wspaniałe przyprawy. Barbaro, dziękuję :) Cudownie jest mieć takich czytelników, naprawdę. Sprawiacie, że ciągle mi się chce tego bloga prowadzić i udoskonalać.
Składniki na 10 placków:
Przepis ten dedykuję Basi ze Szwecji - od której dostałam ostatnio paczuszkę-niespodziankę. A w niej m.in. ręcznie robione szmatki na przetwory (które w końcu muszę zrobić), domową nalewkę czy wspaniałe przyprawy. Barbaro, dziękuję :) Cudownie jest mieć takich czytelników, naprawdę. Sprawiacie, że ciągle mi się chce tego bloga prowadzić i udoskonalać.
Składniki na 10 placków:
- 3 małe bataty (ok. 2 szklanki musu)
- 3 jajka
- 2 łyżki delikatnego miodu (dałam miód akacjowy) lub syropu
bataty pieczemy w 200 stopniach aż będą miękkie. Studzimy, obieramy ze skóry. Dodajemy jajka i miód i miksujemy lub dokładnie rozgniatamy. Odstawiamy na 10-15 minut.
Smażymy na niewielkim tłuszczu (u mnie to 1 łyżka oleju kokosowego na pół porcji) i średnim ogniu, po około 5 minutach przewracamy i smażymy jeszcze 5 minut.
Podajemy pospane spudrowanym ksylitolem, ulubioną konfiturą czy syropem z daktyli (klonowym). Choć ja najbardziej lubię takie bez dodatków.
***
Zapraszam też do odwiedzenia mojego drugiego, tym razem podróżniczego bloga
W ogóle się nie smażą jak placki. Rozpadają mi się nawet kiedy są wręcz spalone :(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to słyszeć. Przypuszczam, że ogień był za duży. Trzeba smażyć na małym ogniu i przewracać dopiero, jak się zetną. W ostateczności można dać trochę skrobi do ciasta, no ale mi się nie rozwalały, jak widać na zdjęciach - więc tak też się da.
Usuńwyglądają przepysznie, więc może spróbuję kiedyś znowu. Blog bardzo inspirujący i pomocny dla początkujących. Dziękuję
OdpowiedzUsuńdzięki, że się nie zniechęcasz. Pozdrawiam!
UsuńCzy można je upiec w piekarniku zamiast na patelni?
OdpowiedzUsuńNie próbowałam, ale pewnie tak - będą jednak bardziej suche
Usuń