sobota, 10 maja 2014

Detoks warzywno-owocowy - dzień trzeci

Tym razem nie udało mi się wstać tak wcześnie, bo tuż o świcie jak zły omen spadł ze ściany obrazek w antyramce, tak sam z siebie, tłukąc się na drobne kawałki - więc jak sprzątnęłam ten syf,, miałam problem z ponownym zaśnięciem. Nie poszłam też biegać, jak to było w planie, bo pogoda za oknem działała skutecznie odstraszająco. Poskakałam więc swoje przepisowe 5 minut i dopiero wieczorem zdobyłam się na niespełna półgodzinną jogę.
Poza tym ciepła woda z cytryną, aloes i sok z rzepy jak co dzień.
A oto mój całodniowy jadłospis:


Śniadanie: cudnie zielony szejk warzywno-owocowy
Do kielichowego blendera wrzuciłam: kilka liści świeżego szpinaku, pół zielonego ogórka, 1 duże miękkie jabłko, 2 połówki cytryny, a raczej resztek pozostałych po jej wyciśnięciu (po obraniu z żółtej skórki), kilka kropel świeżej cytryny do smaku, szklankę wody.
Smak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - lekko cytrynowy z delikatną nutą ogórkową. Wyszedł dość gęsty - jak wolicie postać bardziej płynną, wystarczy dodać więcej wody. Musze takie szejki, też czysto owocowe, wprowadzić do codziennej diety.

2 śniadanie: surówka z marchwi i jabłka (to wciąż ta sama stara pulpa marchwiowa z nowym startym jabłkiem). Plus 1 niewielkie jabłko przed surówką, bo byłam strasznie głodna.

Obiad: wczorajsza zupa-krem pomidorowo-cukiniowa - jeszcze smaczniejsza niż poprzedniego dnia

Podwieczorek: pół surowej marchewki, jeden zielony pomidor z solą, 3 kiszone rzodkiewki

Kolacja: gotowane na parze brokuły, sałatka z pomidorów, sałaty i rukoli z sokiem z cytryny

Poranek był trudny, ale potem poszło już z górki. A po zjedzeniu szejka poczułam niesamowity przypływ energii. Dopiero około 13., a więc 3 godziny później, gdy szłam z siatą zakupów, zrobiło mi się trochę słabo.
Po zjedzeniu surowizny, zwłaszcza po jabłku, znów czułam nieprzyjemne kłucia w brzuchu i wzdęcia - zdecydowanie muszę zwalczać pokusę jedzenia jabłek na surowo, nie służą mi, to jasne.
Poza tym żadnych dolegliwości - oko przestało boleć, opryszczkę czuję, ale się nie rozwija. Metabolizm także w jak najlepszym porządku i chyba pozbywam się złogów kałowych i innego syfu, który lubi w naszym jelicie grubym pomieszkiwać nawet całe lata.


4 komentarze :